„Często czujemy się jakbyśmy podróżowali pod prąd”- wywiad Junius

 Junius to ciekawy skład, który wydał ciekawy album o opowiadający ciekawą historię, ciekawej osobistości. A jaki był wywiad?                    

Antyportal.net: Kim jest Junius, który użyczył swojego imienia Waszemu zespołowi?

Mike, Junius: Nazwa zespołu została zainspirowana osiemnastowiecznym pisarzem politycznym, który używał imienia „Junius” jako swojego pseudonimu. Możesz się więcej o nim dowiedzieć pod tym adresem: http://en.wikipedia.org/wiki/Junius

Czy mógłbyś powiedzieć parę słów o zespole naszym czytelnikom? Rzeczy, które uważasz za najważniejsze dla tych, którzy słuchają Junius

Rzeczy, które są najważniejsze…hmm…Cóż, jeśli chodzi o mnie, to chciałbym żeby nie uważano nas za zespół Post-rockowy. Nie uważamy się także za zespół z nurtu New Wale, zespól Metalowy, Progresywny, Punkowy ani Gotycki…Słuchamy i uwielbiamy muzykę z każdego z tych gatunków, ale nie widzimy się w ramach żadnego z nich. Etykiety gatunkowe mają tendencje do bycia ograniczającymi i koniec końców prowadzą do tego, że ludzie podchodzą do muzyki (zwłaszcza nowej muzyki) z mniej otwartym umysłem. My staramy się po prostu pisać muzykę, która nas porusza, i która okazuje się być całkiem głośna i (mam nadzieję) epicką

Czemu tak wiele czasu zajęło Wam wydanie pełnoprawnego albumu?

Mógłbym spędzić godziny odpowiadając na to pytanie! Ale streszczając. Zaczęliśmy pisać materiał będąc w trasie, oraz będąc pomiędzy trasami, więc byliśmy zmuszeni do pisania partiami, liczącymi od kilku dni do miesiąca długości w różnych częściach kraju. Proces ten trwał około roku. Trwało to tak długo ponieważ mieliśmy unikalną i wyjątkową okazję z kilkoma świetnymi kolesiami w jednym z najlepszych studiów na świecie za darmo. Jedynym haczykiem było to, że mogliśmy używać studia tylko w terminach, które nie były już zabukowane. Na początku zdawało nam się, że uda nam się nagrać album w przeciągu miesiąca, ale w związku z nie odpowiadającymi jednej bądź drugiej stronie terminom i fakcie, że ciągle byliśmy w trasie cały proces ostateczni zajął ponad rok. Kiedy album był już gotowy pojawiły się kolejne opóźnienia związane z wyborem odpowiedniego wydawcy  w USA dla naszego materiału, miksami, masteringiem, i oprawą graficzną, które też znacząco wpłynęły na opóźnienia.

Pracujecie nad jakimś nowym materiałem?

Tak! Mamy już trochę nowego materiału nad, którym pracujemy. Zostało nam sporo pomysłów od czasu poprzedniej płyty, które wtedy nigdy nie osiągnęły stanu pełnej realizacji. Jest też całkiem nowy materiał. Jako dodatek do nowego utworu, który pojawił się na naszym 10’’ splicie z naszymi przyjaciółmi z Juarez (także wartymi posłuchania) mamy kolejny nowy kawałek na kolejny spilt (co do którego nie jestem pewien czy go mogę już ujawnić), i po naszych nadchodzących koncertach w US planujemy poświęcić całą naszą energię, jako zespołu, na pisanie i nagrywanie naszego następnego albumu, który mamy nadzieję wydać w 2011 roku.

Czyli jest szansa, że nie będziemy musieli czekać na Wasz kolejny album następne trzy lata?

Cóż, na pewno nie spodziewaliśmy się, że nasz ostatni album przyjdzie nam nagrywać trzy lata, więc zdaje się, że nic nie możemy obiecać. Na pewno nie mamy na tyle cierpliwości żeby tyle czekać i nie chcemy żeby pozostali też musieli. Jesteśmy bardzo podekscytowani pomysłami, które teraz mamy, jak i możliwością dzielenia się naszą muzyka ze światem oraz możliwością dania jeszcze większej ilości koncertów.

Kto jest główną gwiazdą Waszej europejskiej trasy? W Polsce jako główna gwiazda anonsowani byli God Is An Astronaut i jeśli tak było nie było zbyt miłe z ich strony, że wystąpili jako pierwsi, prawda?

Haha…to w zasadzie bardzo podchwytliwe pytanie. Nie wiem jaki będzie najbardziej uprzejmy sposób żeby Ci odpowiedzieć, jako że negatywne wypowiadanie się o zespołach i ludziach, z którymi pracujemy nie leży w naszej naturze. Wiele rzeczy poszło nie tak tego wieczora. Niektóre miały związek z lokalem, niektóre z pozostałymi zespołami. Masz rację, że God Is An Astronaut byli główną atrakcją. Fakt, że zagrali jako pierwsi był ich decyzją, i nie, nie było to miłe z ich strony. To wszystko co mam na ten temat do powiedzenia.

Wiem, że większość zespołów nie lubi gdy się ich porównuje do innych artystów, ale po prostu muszę o to zapytać. Co sądzicie o tym, że porównuje się Was do The Cure? Czy grana przez nich muzyka bardzo, o ile w ogóle odbiega od Waszych muzycznych inspiracji i mistrzów?

To w pewnym sensie kolejne trudne pytanie…The Cure na pewno są wśród naszych inspiracji ( zwłaszcza album Disintegration- wietny album) ale nie bardziej niż długa lista zespołów, które nijak nie brzmią jak The Cure. Wiele porównań wyniknęło z faktu, że głos naszego wokalisty jest czasami podobny do głosu Roberta Smith-a, co jest niezamierzone. Jeśli chodzi o melodię na pewno mamy dużo inspiracji w latach osiemdziesiątych, mimo że nasza wrażliwość dotycząca struktury i brzmienia jest bardziej progresywna i zróżnicowana. Myślę więc, że nie mamy nic przeciwko takim porównaniom, choć myślę, że czasami używa się go za bardzo, jako że powiedzenie po prostu „Junius brzmi jak The Cure” nie przedstawia pełnego i dokładnego obrazu tego co właściwie robimy

Wasz album był dostępny do darmowego ściągnięcia z Internetu. Czy uważacie, że macie jakąś misję z Waszą muzyką i dlatego to zrobiliście, czy też nie jesteście zainteresowani zarabianiem na muzyce?

Na pewno jesteśmy zainteresowani zarabianiem na muzyce! Niestety jest to bardzo trudne. Nawiązaliśmy współpracę z rozpoczynającą działalność stroną GimmeSound, która miała intrygujący model biznesowy. Ich eksperyment polegał na tym, że rozdawali za darmo muzykę, ale płacić zespołom z pieniędzy, które zarobili na znajdujących się na stronie reklamach. Uważaliśmy to za interesujący pomysł, który ma szanse powodzenia w tej nowej erze piractwa i niekontrolowanej liczby pobranych plików. Niestety ich model miał pewne ograniczenia. Liczba pobrań przekroczyła ich oczekiwania w związku z czym nie byli nam płacić. Razem z Caspian i Constants byliśmy pierwszymi rozpoznawalnymi zespołami, z którymi pracowali i przez jakiś czas to działało, ale na ich skalę. Model ten nie zapewniał ciągłości. Mimo tego ciągle jestem zadowolony, że to zrobiliśmy. Chcieliśmy rozdawać nasze albumy znajomym i fanom częściowo jako prezent za ich cierpliwość (czekanie przez trzy lata) i chcieliśmy wesprzeć ten nowy model dystrybucji muzyki, który jak uważam ciągle ma szanse na powodzenie, jeśli się go właściwie zrobi.

“The Martyrdom Of A Catastrophist” dostaje z tego co widziałem tylko dobre i świetne recenzje. Czy jesteście zadowoleni z Waszego albumu tak samo jak prasa?

Prawdę mówiąc nie mieliśmy pojęcia czego się spodziewać kiedy w końcu udało nam się skończyć album, aby ludzie mogli go słuchać i recenzować. Jeśli pracujesz nad czymś tak długo traci się obiektywność i po jakimś czasie wszystko co słyszysz to rzeczy, które są z nim nie tak. Na pewno są rzeczy, które nie poszły dokładnie po naszej myśli, ale jak myślę tylko my wiemy co to za rzeczy, więc kiedy w końcu dostawaliśmy pozytywne opinie poczyliśmy ulgę. To czego się podjęliśmy (conept album oparty na życiu mało znanego badacza o fantastycznych poglądach) było dla nas ambitnym i odrobinę jajogłowym przedsięwzięciem, więc cieszymy się, że ludzie je doceniają i rozumieją.

Byłem na Waszym świetnym koncercie w Poznaniu, na który przywieźliście własne światła. Jak ważna dla Was jest całą otoczka wizualna koncertu? Czy to prawda, że samodzielnie wykonaliście te światła i jeśli tak, co Was do tego zmusiło

Tak wykonaliśmy te światła samodzielnie i kontrolujemy je za pomocą samodzielnie wykonanych przełączników w trakcie występów. Nasza chęć do posiadania większej kontroli nad naszą oprawą wizualną ewoluowała przez lata koncertowania w myśl zasady „DIY” ( Do it yourself, czyli „Zrób to sam”, przyp. Kosa). Chcemy aby ludzie oglądali nasze występy, nie tylko jakby oglądali zespół grający swoje piosenki, ale żeby mogli w pełni odczuć otoczkę jaką tworzymy wokół muzyki. Trudno robić to z ograniczonym budżetem i przy ograniczonej ilości miejsca i czasu, z którą spotykamy się każdego wieczora. Stworzyliśmy więc coś, co wydawało nam się najprostszym i najbardziej efektywnym rozwiązaniem. Mamy nadzieję, że udaje nam się dzięki temu zaakcentować dynamikę, która obecna jest w naszej muzyce

Co sądzicie o poglądach Velikowskiego?

Poglady Velikovskiego były fascynujące, piękne i znacząco wybiegały poza swoje czasy. Dlatego przyjmowano je z taką ciekawością i niechęcią. Smutnym jest, że zamiast rozpoczęcia dyskusji wewnątrz środowisk akademickich jego teorie spotkały się z odrzuceniem przez wielu uczonych w tamtych czasach, tylko dlatego, że były odmienne w stosunku do teorii ówcześnie akceptowanych. Nie miał racji co do wszystkiego, ale w jaki dochodził do swoich wniosków ( używając psychoanalizy i mitologii porównawczej zamiast opierać się tylko na naukowych metodach) sprawiał, że był on tak intrygujący i wymusił na środowiskach naukowych taką obronną postawę.

Jak wygląda Wasz proces komponowania? Kompozycje wolno ewoluują, czy też jest to proces gwałtowny, jakim chciał widzieć historię ziemi Velokovski?

Nasz proces kompozycyjny na pewno nie jest gwałtowny! Wszystko co robiliśmy dotychczas ewoluowało i zwykle zaczynało się od naszej czwórki siedzącej w pokoju i razem grającej. Kiedy mamy już jakieś pomysły, dużo czasu spędzamy analizując, zmieniając aranżacje i struktury utworów i typ podobnych. Joseph bierze piosenki i kształtuje je aby pasowały do jego tekstów i melodii, potem biorę je ja i pracuję nad partiami gitary…Spędzamy dużo czasu nad naszą muzyką zanim uznamy ją za ukończona.

Dlaczego wybraliście życie Velikovskiego jako koncept dla Waszego albumu?

Cóż, kręci nas ezoteryczna literatura (autorzy tacy jak: Graham Hancock, Jim Marrs, Daniel Pinchbeck i tym podobni). Joseph natknął się na esej o Velikovskim w książce, którą czytał jak byliśmy w trasie i czytając więcej o jego życiu doszedł do wniosku, że to może być temat na nasz album, dla którego akurat szukaliśmy tematu. Walka, którą musiał stoczyć Velikovski w trakcie pracy nad swoimi teoriami, a także w szczególności w trakcie ich bronienia odzwierciedla w dużym stopniu walkę, jaką my musimy toczyć jako artyści. Jest więc dużo osobistych paralel wewnątrz narracji na albumie.

Junius, podobnie jak Velikovski mieli buntownicze podejścia. Czy uważacie się za idących pod prąd, a jeśli tak to przeciw czemu się buntujecie?

Dokładnie! O to mi chodziło kiedy mówiłem o paralelach. Niekoniecznie uważam, że się „buntujemy”, ale często czujemy się jakbyśmy podróżowali pod prąd. Każdy, kto próbował zrobić ze swoim życiem coś artystycznego poczuł na własnej skórze jakie to wyzwanie-walczenie z tym co akurat uważa się powszechnie za „normalne”. Trudno jest robić coś w co tak mocno i namiętnie się wierzy nie spotykając się jednocześnie z uznaniem na jakie się czuje, że się zasługuje (lata powrotów do domu z długich tras koncertowych z pustymi kieszeniami daje się we znaki!). Podobnie Velikovski, został zaatakowany z tak wielu stron i był niedoceniony z powodu czegoś w co mocno wierzył…Jest to sytuacja, z którą zdecydowanie możemy się identyfikować

O co chodzi z faktem, że wszyscy macie brody? Zakładacie jakiś kult?

Cóż, w naszym przypadku brody mają związek z mitologicznymi i alegorycznymi motywami albumu. Zakładamy kult. Chcesz się przyłączyć?

Na „Forcing the silenie” pojawiały się growlujące linie wokalne. Całkowity ich brak na Waszym ostatnim albumie to skutek konceptu albumu, czy też jest to permanentna zmiana w Waszym stylu?

Nie mogę wypowiadać się za Josepha, ale zdaje mi się, że to wynik tego, że nie pasowały one do konceptu albumu. U nas nic nie jest trwałe. Następny utwór jaki napiszemy może w całości składać się z krzyków i growlu jeśli miałoby to sens. Kto wie?

Czy gdyby nie wspaniałomyślność A&M Records wciąż nie mielibyście na swoim koncie albumu długogrającego?

Cóż, muszę Cię poprawić. Studio, w którym nagrywaliśmy to Henson Recording, które kiedyś należało do A&M Records. A&M już od lat nie istnieje i nie ma między nimi związku. Możliwość nagrywania w studio, w którym nagrywało i nagrywa tak wiele legend (Black Sabbath, Soundgarden, The Police, U2, Michael Jackson, Pink Floyd, i tak dalej) była jednak naprawdę niesamowita. Jeśli było coś co umożliwiło powstanie tego albumu, to była to wspaniałomyślność Kevina Milesa i Toma Syrowskiego-kolesi, którzy nas nagrali. Jednak gdybyśmy nie nagrali tego albumu tam, naszym pierwszym pomysłem było nagrywanie z jednym z naszych bohaterów-Mattem Tabottem z zespołu Hum w jego studio w Illinois. Całkiem duża część mnie jest ciekawa jak by wyglądał album gdybyśmy go nagrali z nim (myślę, że całkiem inny) i ciągle mam nadzieję, że pewnego dnia będziemy mieli po temu okazję.

Czy posiadanie na wyciągnięcie ręki tylu clebrytów nagrywających w tym samym studio co Wy nie kusiło aby zaprosić jednego z nich do współpracy nad albumem?

Cóż, szczerze mówiąc czuliśmy się „nie na miejscu” pomiędzy hollywoodzką kulturą celebrytów. Nie sądzę aby któryś z nas mógł zatrzymać na korytarzu kogoś takiego jak Chris Cornell, Gwen Stefani, czy Bruce Springsteen i poprosić, aby pojawili się w jakimś charakterze na naszym albumie. Jestem wystarczająco zadowolony z faktu, że nasi przyjaciele z Constans i InAeona zaśpiewali z nami chórki. To znaczy dla mnie więcej niż jakieś gwiazdorskie kameo, chociaż z drugiej strony gdyby taki Akon zaśpiewał na jednej z naszych piosenek na pewno pomogłoby to w sprzedani większej ilości jego kopii…

Do kogo adresujecie swoją muzykę? Czytałem gdzieś, że „jesteście za popowi dla fanów metalu i za metalowi dla fanów pop”

Tak, jak już wcześniej mówiłem generalizujące etykiety są frustrujące. To w zasadzie zabawny opis i widzę, że ma sens. Zawsze jesteśmy gdzieś pomiędzy, albo jesteśmy najgłośniejszym zespołem na koncertach zespołów indie, albo najbardziej melodycznymi wśród zespołów na koncertach metalowych. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że „nie pasujemy”. Na chwilę obecną zdaje mi się, że najbardziej odpowiada nam granie w otoczeniu zespołów metalowych, z powodu ich energii. Nie jesteśmy typem zespołu, któremu sprawia przyjemność patrzenie jak publiczność stoi z założonymi rękami. Mamy o wiele więcej radości jeśli publiczność szaleje i rockuje z nami. Ale mamy także różne korzenie. Słuchamy wszystkiego od muzyki klasycznej przez Hip-Hop, muzykę elektroniczną, punk do metalu, a nawet muzyki wykraczającej poza te gatunki, więc nie jest moim zamiarem alienowanie nikogo. Bo i dlaczego niby mielibyśmy? To wszystko jest muzyka. Słuchasz jej i sam decydujesz, czy Ci się ona podoba, czy nie. Kogo obchodzi to, jak ją nazywasz?

W jednym z wywiadów namawiacie młode zespoły aby nigdy nie zatrzymywały się w hotelach, tylko nocowały u ludzi, w mieście których akurat grają. Czy naprawdę wcielacie tą radę w Waszym zespole w życie? Czy nie jest to odrobinę niebezpieczne, bo jestem pewien, że na pewno jest prawdziwą kopalnią złota jeśli chodzi o interesujące historie. Zechcielibyście może się jakąś z nich podzielić?

Zdecydowanie wcielamy w życie tę radę kiedy jesteśmy w trasie! Czasami z wyboru, a czasami nie. Wolimy zatrzymywać się u miejscowych, bądź przyjaciół zamiast w hotelach, zawsze kiedy jest taka możliwość. Po pierwsze jest to oszczędność pieniędzy. Nie zgadzam się z zespołami, które w trakcie tras domagają się wytwornych hoteli (chodzi mi o to, że pewnie, jak się jest takim zespołem jak Nine Inch Nils albo Metallica, lub coś w tym stylu ma to sens na takim poziomie sławy). Pieniądze wydane na hotel przekładają się na większe ceny biletów, co według mnie jest gównianym sposobem na traktowanie fanów. Przekłada się to również na fakt, że mniej pieniędzy ląduje w Twojej kieszeni. Wolę zainwestować te zaoszczędzone pieniądze w dom albo mieszkanie kiedy wracam z trasy, niż przespać się parę godzin w Egipskiej bawełnianej pościeli kiedy jestem w trasie. Po drugie sprawia nam przyjemność spotykanie ludzi i przeżywanie tych zabawnych historii. Uważam nas za szczęśliwców, bo możemy podróżować po świecie i mieć wiele nowych doznań, a przy tym robić to co kochamy. Poza tym dzięki przebywaniu z tubylcami otrzymuje się o wiele prawdziwszy obraz miejsca, w którym się jest niż jest to możliwe gdy jest się zakwaterowanym w trzygwiazdkowym hotelu każdej nocy. Uważam też, że dzięki temu jest ma się większą styczność ludźmi i kulturą danego miejsca. Uczę się w ten sposób tak wiele o sztuce i muzyce! Jeśli chodzi o jakieś historie, to tak, jest ich mnóstwo, ale musiałbym nad tym pomyśleć i ewentualnie odezwać się do Ciebie w przyszłości.

Czytałem także, że nagrywaliście swój album w tak konwencjonalnych miejscach jak: sejfy bankowe, magazyny i stodoły. Była to konieczność czy też poszukiwania lepszego i bardziej interesującego brzmienia?

Jak już wcześniej mówiłem, materiał pisaliśmy partiami podczas naszej trasy po Stanach Zjednoczonych. Wynikało to częściowo z konieczności, ale także z faktu, że chcieliśmy się odizolować od tak rozpraszających rzeczy jak: prace, rodziny, przyjaciele, dziewczyny i tym podobne, abyśmy mogli się lepiej skupić na pisaniu  muzyki. Fakt, że były to tak dziwne miejsca był dziełem przypadku.

Dzięki wielkie za poświęcony czas i świetny koncert w Poznaniu. Czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć naszym czytelnikom?

Nic poza: dziękuję i mam nadzieję, że wkrótce wrócimy do Polski!

Rozmawiał: Kosa

Facebook Junius